Tatuaże, forma modyfikacji skóry tuszem, wydaje się zyskiwać coraz większą popularność, wraz z upowszechnieniem się trendu uatrakcyjniania naszego ciała. Ten rodzaj sztuki, niegdyś powiązany wyłącznie z pewnymi konkretnymi grupami społecznymi, subkulturami, dzisiaj traktowany jest przez społeczeństwo raczej jako zindywidualizowany sposób wyrażania siebie.
Tenże rodzaj sztuki, podobnie z resztą jak inne sposoby korygowania swojego wyglądu, potrafi nie tylko uzależniać od siebie ludzi, lecz także charakteryzuje się niesamowitą zaraźliwością. Wydawać by się mogło, że ledwie jakiś czas temu jedna nasza koleżanka sprawiła sobie małą ‘dziarę’, a chwilę później już otaczaliśmy się grupą stałych bywalców studiów tatuażu, których nota bene na rynku nie brakuje.
Dzięki tego typu zjawiskom, zarówno studia, jak i cała branża około tatuażowa miały się dobrze.
Wówczas nikt nie spodziewał się poważnego zagrożenia, które miało niedługo nadejść.
Koronawirus a zamknięcie zakładów.
Tego, że w Polsce prędzej czy później pojawi się, znany już w innych państwach, koronawirus SARS-CoV-2, spodziewali się niemalże wszyscy. Dlatego też decyzja o zamknięciu studiów tatuażu, jaką podjął polski rząd 12 marca 2020 roku, w zasadzie nie spotkała się z większymi protestami. Tego samego dnia koronawirus przyczynił się do zamknięcia wielu zakładów, w tym salonów kosmetycznych, salonów fryzjerskich, siłowni czy też wszelkiego rodzaju klubów fitness.
Ludzie zdenerwowani, przedsiębiorcy bez dochodów.
W dobie pandemii, którą wywołał koronawirus, kiedy polski rząd debatował nad sensem noszenia maseczek i niezupełnie jasnym źródłem pochodzenia tych, zakupionych już wcześniej dla szpitali, przedsiębiorcy – w tym właściciele salonów tatuażu, zostali pozbawieni niemalże całkowicie środków do życia. Co więcej, nie zawsze mogli oni liczyć na wyrozumiałość ze strony klientów, bowiem decyzja o wymarzonym tatuażu zazwyczaj wiązała się relatywnie długim oczekiwaniem na wolny termin. Koronawirus i notoryczne przesuwanie umówionych wcześniej terminów nieustannie tę niecierpliwość potęgują, czyniąc relację usługodawca-usługobiorca znacznie bardziej napiętą.
Koronawirus nie ustępuje, rząd owszem.
Choć decyzje rządu wskazywałyby na to, że koronawirus jest dla nas jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem – nic bardziej mylnego. Możliwość ponownego otworzenia salonów tatuażu z dniem 06 czerwca 2020 roku jest jedynie elementem ratowania gospodarki przed nadchodzącym kryzysem. Warto uwzględnić, że w dniu odmrożenia zakładów Ministerstwo Zdrowia odnotowało aż 576 nowych przypadków zakażeń, których przyczyną jest koronawirus SARS-CoV-2. Jeśli więc wierzyć narracji rządu, możemy mówić o wypłaszczeniu krzywej zachorowań, ale o zażegnaniu epidemii jeszcze nie dziś.
Nowa rzeczywistość – nowe obostrzenia.
Zdawać by się mogło, że lęk, który dotychczas wywoływał w społeczeństwie koronawirus, zniknął niemalże całkowicie, ale spragnieni zmian w swoim wyglądzie ludzie szturmem ruszyli na podbój salonów: kosmetycznych, fryzjerskich i tatuażu. Jednak chcąc poczuć namiastkę starej normalności, w salonach tatuażu należy przestrzegać nowych standardów bezpieczeństwa, spośród których:
Najważniejsze względem właściciela salonu to: częste i dokładne mycie rąk, korzystanie z ręczników jednorazowych i środków dezynfekujących, przestrzeganie dystansu dwóch metrów między klientami, ograniczenie rozmów pomiędzy personelem a klientami oraz ograniczenie klientom czasu spędzanego w salonie do minimum.
Natomiast najważniejsze względem klienta: osłanianie ust i nosa (rekomendowane są maseczki lub przyłbice), stosowanie rękawiczek ochronnych, nieużywanie telefonów komórkowych w trakcie usługi, zmierzenie temperatury przed usługą i stosowanie się do zaleceń obsługi.
Zobacz więcej na temat obostrzeń wobec salonów tatuażu.
Zdjęcia zapożyczone z instagrama @leroi_tattoo